Zakura leży na szlaku dawnych karawann zmierzających z Marakeszu do Timbuktu. Przebycie wielbłądem odcinka do Timbuktu trwało 52 dni, o czym do dziś przypomina kopia słynnego drogowskazu Tombouctou 52 jours. Historyczny charakter drogi do Marakeszu podkreśla mnogość kazb i ksarów, a jej odcinek za Warzazatem można pokonać malowniczą krętą drogą, która wiedzie tuż obok jednego z najbardziej niezwykłych zabytków Maroka - kazby rodu Glawich, którzy przez lata władali sporą częścią Atlasu. Ród słynął z okrucieństwa wobec poddanych i zamiłowania do zbytku - nad zdobieniami kazb, których ruiny podziwialiśmy, przez 3 lata pracowało ponad 300 artystów, a ilości komnat nie znał ponoć sam pasza Glawich. Zwiedzając kazbę warto skorzystać z usług miejscowego przewodnika, choćby po to, by z jego pomocą ominąć pomieszczenia, które na skutek zaniedbań grożą zawaleniem.
Ostatnim celem naszej czwórki był Marakesz, w którym samochód terenowy zamieniliśmy na miejski i zrobiliśmy drobne zakupy. Rankiem następnego dnia zdecydowaliśmy się wstąpić do najsłynniejszego ogrodu Marakeszu, Jardin Majorelle, założonego przez francuskiego malarza Jacquesa Majorelle - przez jakiś czas właścicielem ogrodu był także projektant mody Yves Saint Laurent. W ogrodzie występuje podobno około 1800 gatunków kaktusa, nas jednak mocno rozczarował, być może dlatego, że trudno mu się równać z majestatyczną przyrodą, którą mieliśmy okazję podziwiać przez ostatnich kilka dni.